Unia Europejska i Monarchia Habsburska

Monarchia habsburska istniała pięć stuleci. Była zarazem trwała i elastyczna, a jej mieszkańcy darzyli ją
szczerym uczuciem. I nagle doznała śmiertelnego ciosu. Czy mielibyśmy się spodziewać, że Unii Europejskiej,
młodej i niekochanej przez swych obywateli, powiedzie się lepiej?

Ściślej rzecz ujmując, nie był to cios jednorazowy. Kule z pistoletu Gawriła Principa zabiły arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię. Monarchię habsburską uśmierciła trwająca przez cztery lata kanonada artylerii, która Starą Europę obróciła w ruinę, w Rosji przyniosła rewolucję i tyranię, a w Niemczech zmianę ustroju i nieudaną rewolucję, potem inflację i kryzys, a w końcu wojnę światową i ludobójstwo. Co powstało z jej prochów? Odpowiedź brzmi: Unia Europejska i NATO. Przedmiotem niniejszego eseju jest Unia Europejska i jej podobieństwo do monarchii habsburskiej, najpierw jednak należy powiedzieć parę słów o NATO, które było i będzie niezbędnym partnerem Unii.

NATO i obecność wojsk amerykańskich w Europie dawały państwom europejskim gwarancję, że Stany Zjednoczone będą gotowe ich bronić przed Związkiem Radzieckim. Co ważniejsze jednak, za sprawą Paktu Północnoatlantyckiego bezpieczeństwo stało się przedsięwzięciem kolektywnym. W przeciwnym razie bowiem każde z państw musiałoby zabezpieczyć się samo na wypadek sowieckiego zagrożenia; niektóre czułyby się zmuszone stworzyć wielkie armie, inne postawiłyby na sojusze bilateralne. Tak czy owak, Europa wróciłaby do dawnej, beznadziejnej gry w równowagę sił i wyścig zbrojeń. Powstanie NATO stworzyło również zachętę do korzystania z zaplecza militarnego Stanów Zjednoczonych na zasadzie jazdy na gapę [free riding], co od początku było przedmiotem krytyki ze strony USA. Paradoksalnie jednak fakt, iż państwa europejskie poczuły się zdolne obniżyć wydatki na obronność, można zarazem uznać za istotne osiągnięcie. Pokazuje bowiem, że NATO stworzyło poczucie kolektywnego bezpieczeństwa w najlepszym znaczeniu tego słowa – oto kwestie bezpieczeństwa, które przez wieki dzieliły Europę, doprowadziły w końcu do jej zjednoczenia. Z tego narodziła się Unia Europejska, która wykreowała tożsamość kolektywną poza dziedziną bezpieczeństwa i bez udziału Stanów Zjednoczonych. Tym samym zapewniła większą trwałość NATO, udowadniając, że obecność USA jest raczej czynnikiem ułatwiającym kooperację niż instrumentem dominacji.

Uderzające jest to, że po tragicznej przerwie lat 30. i okresie II wojny światowej Europa – a ściślej Europa Zachodnia – stworzyła organizm, który pod wieloma względami przypomina monarchię habsburską. Unia Europejska też nie jest państwem narodowym, lecz zróżnicowanym związkiem państw, narodów, scentralizowanej biurokracji i lokalnej autonomii. Obie powstały w wyniku dobrowolnej akcesji (dawniej nazywało się to małżeństwem dynastycznym), a nie podboju. Unię Europejską wiążą częściowo, podobnie jak kiedyś monarchię habsburską, transnarodowe elity. Tam rolę tę pełnił korpus oficerski i służba cywilna, tutaj – elity biznesowe i urzędnicze, zarówno narodowe, jak i europejskie. Co najważniejsze jednak, tak monarchia habsburska, jak i Unia Europejska zapewniły schronienie małym narodom europejskim, które nie byłyby zdolne przetrwać samodzielnie. W dziewiętnastym wieku pozwoliło im to uniknąć sytuacji, w której byłyby zdane na łaskę mniej liberalnych imperiów niemieckiego i rosyjskiego. W wieku dwudziestym przynależność do szerszej struktury zapewniła im polityczne i ekonomiczne bezpieczeństwo. Gdyby nie katastrofa wojny, monarchia habsburska rozwijałaby się dalej w swoim własnym, niezorganizowanym stylu, z czasem oferowałaby większą autonomię tym, którzy na to liczyli, a zarazem zapewniała mniejszym państwom wszystko to, na czym tak bardzo im zależało.

A były to wówczas również drogi, linie kolejowe, regulacje prawne i stojąca na ich straży policja, sądy, parlamenty, edukacja i zarządzająca tym wszystkim scentralizowana biurokracja. Monarchia habsburska uwolniła chłopów prawie dwadzieścia lat przed zniesieniem poddaństwa w Rosji, w Ameryce zaś niewolnictwa. Powszechne prawo wyborcze mężczyzn wprowadziła na początku dwudziestego wieku. Choć były to ważne osiągnięcia, które przyspieszyły modernizację wielu rejonów imperium, społeczeństwa środkowoeuropejskie uzyskałyby to samo od Niemiec, a może nawet, z upływem czasu, od Rosji. Strefę habsburską wyróżniało raczej to, że pozwolono tam przetrwać małym narodom z zachowaniem ich kultury i pewnego zakresu autonomii, a nawet możliwości rozwoju. Monarchia zapewniała bezpieczeństwo polityczne, oparte jednakowoż – wszak mówimy o wieku dziewiętnastym – na sile militarnej. Inne ciekawe podobieństwo do Unii Europejskiej tkwi w tym, że monarchia była państwem – jak ujął to Robert Kann – bez nazwy, a raczej państwem o wielu nazwach, z których żadna nie była w pełni adekwatna: Imperium Habsburgów? Cesarstwo Austro- -Węgierskie? Monarchia Habsburgów? Żadna z tych nazw nie oddawała w pełni jej natury, gdyż, podobnie jak Unia Europejska, była ona tworem skomplikowanym, niepasującym do żadnej ustalonej kategorii. Podobnie w odniesieniu do dzisiejszej Europy takie określenia jak “wspólny rynek” czy “Europejska Wspólnota Gospodarcza” oznaczają za mało, zaś “Unia Europejska” za dużo gdyż UE nie jest unią w tym samym sensie co Stany Zjednoczone czy Zjednoczone Królestwo. Określenie Unia Europejska wyraża pewne aspiracje, ale cóż nam po nich, skoro nikt nie jest w stanie powiedzieć, do czego się one właściwie sprowadzają? Są jednak dwie zasadnicze różnice. Po pierwsze, Unia Europejska (jak ją nazywamy z braku lepszych określeń) nie jest państwem, którym była, pomimo całej swej dziwaczności, monarchia habsburska – twór suwerenny i posiadający suwerena, którego wizerunek widniał na banknotach i drukach, docierających do najnędzniejszych chałup wiejskich na dalekich obrzeżach imperium. Monarchia miała też swą armię, a kiedy pojawiało się zagrożenie, to ona musiała się z nim zmierzyć. Natomiast Unia Europejska, pomimo posiadania własnej flagi i hymnu, państwem nie jest, o czym świadczy między innymi to, że w sytuacji kryzysu w strefie euro władza natychmiast powraca do swych źródeł w krajach członkowskich, podobnie jak miałoby to miejsce w razie kryzysu bezpieczeństwa. Ponieważ monarchia była państwem, tworzyły ją narody o ograniczonej autonomii.

Ponieważ Unia państwem nie jest, składa się z państw: suwerennych, równych i o niej decydujących. Druga ważna różnica polega na tym, że choć Unia Europejska, podobnie jak kiedyś monarchia habsburska, pozwala przetrwać małym państwom, zapewniając im korzyści skali, czyni to na zupełnie innych polach. W trakcie pięciu wieków istnienia monarchii habsburskiej jej główną zaletą było zapewnienie ochrony przed zagrożeniem zewnętrznym, najpierw ze strony Imperium Osmańskiego, a później państw narodowych, których zabójczej dynamiki nie udało się jej powstrzymać. Na skutek powstania NATO i zakończenia zimnej wojny bezpieczeństwo nie jest już kwestią kluczową. Natomiast najbardziej jawną korzyścią skali, jaką zapewnia Unia, jest dobrobyt, który zawdzięczamy Europie bez granic, korzyścią zaś niejawną – być może ważniejszą – bezpieczeństwo gwarantowane przez dobre relacje polityczne, wynikające z kolektywnego działania na rzecz ustanawiania praw, regulujących funkcjonowanie europejskiej przestrzeni bez granic. Praktyka współpracy może być żmudna i czasochłonna, buduje jednak relacje sąsiedzkie, których żadne państwo nie miało nigdy wcześniej. Unii Europejskiej udało się stworzyć mniejszym państwom tak komfortowe środowisko do życia, że tęsknota Flandrii, Szkocji, Katalonii i niewątpliwie wielu innych regionów za luksusem posiadania własnej państwowości może stać się w przyszłości powszechnym dążeniem.

Nie powinno nas to dziwić, skoro pod wieloma względami małe państwa mają przewagę nad dużymi: są intymniejsze, spójniejsze, bliższe obywatelom. Tylko dwa czynniki świadczą na korzyść dużych państw: bezpieczeństwo gwarantowane przez silną armię i dobrobyt, który zapewnia obszerny rynek. Monarchia habsburska oferowała to pierwsze, ponieważ umożliwiała rozwój różnorodnym wspólnotom narodowym; Unia Europejska zapewnia drugie – poprzez tworzenie małym państwom warunków do rozwoju i umożliwienie im współdecydowania o zasadach, którymi się rządzi.Małe państwa są przyjazne swoim obywatelom, pojawia się jednak pytanie, czy nie nakładają na cały system dodatkowych kosztów, utrudniając podejmowanie decyzji w drodze konsensu. Jak uczy doświadczenie UE, problemy wywołują raczej duże państwa niż małe. Niemniej jednak możliwe jest, że system, złożony w całości z małych państw i pozbawiony przywództwa (lub dominacji) wielkich państw, funkcjonowałby w odmienny sposób.

Sytuacja monarchii habsburskiej zaczęła się pogarszać wraz z rozpadem imperium osmańskiego, w efekcie czego znalazła się fizycznie zbyt blisko Rosji, co z kolei spowodowało jej nadmierne uzależnienie polityczne od Niemiec. Na długo przed wybuchem Wielkiej Wojny zaczęła tracić swój wielonarodowy charakter (o czym świadczy rola niemieckiego jako oficjalnego języka imperium). Ostatecznie pogrążyła ją wojna i jej własna, rażąca niezdolność do zapewnienia fizycznego bezpieczeństwa swym mieszkańcom i politycznej ochrony swoim narodom.

Tym ostatnim przyznano z czasem możliwość samostanowienia w ramach zwycięskich państw narodowych. Ów dar okazał się jednak zatruty, gdyż były one bezbronne w obliczu swych potężnych sąsiadów i pozbawione silnej kultury politycznej. Ostatecznie jednak odzyskały niezależność i odbudowały demokrację w ramach UE, za co należy im się uznanie, podobnie zresztą jak za stworzenie samej Unii i NATO. W przeciwieństwie do obrazu świata z początku ubiegłego stulecia, w geopolitycznym środowisku współczesnej Europy panuje łagodny klimat. Niespokojny jest wprawdzie Bliski Wschód i region śródziemnomorski, ale nie bardziej niż zazwyczaj. Zimna wojna się skończyła i Rosja jest zajęta robieniem pieniędzy, a więc działalnością o charakterze pokojowym; nawet na Bałkanach obserwujemy wysiłki – wprawdzie nieregularne – w kierunku postępu. Nikt nie myśli o wojnie. Jednak zagrożenie, w obliczu którego stoi dziś Unia Europejska, może być na swój sposób równie zabójcze co cios, który powalił monarchię habsburską sto lat temu. O ile na początku dwudziestego wieku doszło do niekontrolowanej ekspansji wojska i marynarki wojennej, przy czym mało kto zdawał sobie sprawę z implikacji nowej technologii militarnej, dzisiaj żyjemy w świecie niekontrolowanych, globalnych rynków finansowych, posługujących się instrumentami, które mało kto rozumie. A kryzys uderza w samo serce UE.

Jeżeli Unia przestanie zapewniać dobrobyt i stanie się przyczyną zubożenia, ona również runie. Skoro zaś w przeciwieństwie do monarchii habsburskiej Unia nie jest państwem, lecz wspólnotą państw, jej upadek nie rozpocznie się w centrum, lecz na obrzeżach. Jeżeli miałaby upaść, to nie tyle z hukiem, co raczej w bolesnych jękach. Ta ryba nie psuje się od głowy, lecz od ogona. Wybuch nie nastąpi w Brukseli, lecz raczej na ulicach Aten, Rzymu czy Madrytu – być może obserwujemy już pierwsze symptomy. A jeśli do wybuchu dojdzie, pochłonie on otwarte granice, wspólny rynek, praktykę współpracy i współdziałania na wielu polach, a nade wszystko dobre relacje polityczne, które przez 55 lat zapewniały pokój i poczucie wspólnoty.

We wprowadzeniu do The Struggle for Mastery in Europe 1848–1918, wybitnego dzieła opisującego historię stosunków dyplomatycznych, które doprowadziły do I wojny światowej, A.J.P. Taylor pisał: “W stanie natury opisanym przez Hobbesa przemoc była jedynym prawem, a życie było “bez słońca, zwierzęce i krótkie”. Choć jednostki nigdy nie żyły w tym stanie natury, wielkie mocarstwa Europy egzystowały w nim zawsze”. O dziwo, Taylor pominął dwa pierwsze określenia użyte przez Hobbesa. Tekst oryginału brzmi: “I życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”. Hobbes miał na myśli życie człowieka poza społeczeństwem. Jednak Taylorowska analogia do funkcjonowania państw okazuje się jeszcze trafniejsza, gdy zostawi się dwa pierwsze określenia: to samotne istnienie państw sprawia, że stają się one zarazem biedne i niebezpieczne. Państwom, tak jak i ludziom, wiedzie się lepiej we wspólnotach. Naszym największym osiągnięciem jest to, że wielkie mocarstwa Europy nie żyją już wedle opisanych przez Hobbesa zasad (czy raczej bez nich). Jeżeli Europa to zaprzepaści, raz jeszcze straci wszystko to, co utraciła wraz z upadkiem monarchii habsburskiej.

Stawka w grze o euro jest wysoka: unia monetarna miała przynieść dobrobyt (i silniej scalić Niemcy!). Jeżeli natomiast jej efektem będzie zubożenie i polityczna niestabilność, Unia Europejska podzieli los monarchii habsburskiej.

Nie jest to jednak nieuniknione. Inaczej niż w sytuacji wojny – gdy załamują się rynki finansowe, nie ma wygranych (nie jest nim nawet George Soros). Jeżeli poniesiemy klęskę, to w wyniku błędów ekonomicznych, złych kalkulacji politycznych albo zbiorowej głupoty. Naprawa sytuacji nie wymaga jednak cudu. Wymaga jedynie otwartej debaty i otwartych umysłów, gotowości do słuchania się nawzajem i uczenia się. Potrzebujemy jasności myślenia, wzajemnej empatii i świadomości, co tak naprawdę możemy utracić.

Published 16 October 2013
Original in English
Translated by Samanta Stecko
First published by Tr@nsit online, 10 Dec 2012 (English version); Res Publica Nowa 21/2013 (Polish version)

Contributed by Res Publica Nowa © Robert Cooper / Res Publica Nowa / Eurozine

PDF/PRINT

Newsletter

Subscribe to know what’s worth thinking about.

Discussion